|
|
 |
Incydent w Roswell
Pięćdziesiąt lat temu na jednej z pustyń Stanów Zjednoczonych miało miejsce zdarzenie, które mogło wpłynąć na całą rasę ludzką. Wypadek ten początkowo był ogłoszony przez wojska amerykańskie, lecz później zaprzeczano, że coś takiego w ogóle miało miejsce. Stał się on jedną z największych tajemnic amerykańskich, która jest strzeżona do dzisiaj. Teraz w Stanach Zjednoczonych jest duże poruszenie sprawą Roswell, ponieważ jest szansa, że wszystkie akta zostaną odtajnione!
Pomimo, że wydarzenie to zaliczane jest do plotek, lub raczej zdarzeń mało prawdopodobnych i na dodatek nie w pełni udokumentowanych, to należy sądzić, że wydarzyło się ono naprawdę. Wiadomo teraz, że wiele z tych informacji pochodzi z zapisków odnalezionych w bazie wojskowej Roswell. Ponadto, w lipcu 1947 roku w Stanach szczególnie dużo ludzi widziało UFO. To chyba nie był zbieg okoliczności?!
3 lipca 1947 roku, Mac Brazel, właściciel rancza, jadąc rano, aby sprawdzić swoje stado owiec, zobaczył w jednym z obszarów jego rozległej posiadłości wiele dziwnych szczątków Wykazywały one zdumiewające właściwości fizyczne m.in. były bardzo twarde, a na nich znajdowały się jakieś dziwne napisy, jakby hieroglify. Zabrał parę z nich i pojechał do swego wujka, aby mu je pokazać, a następnie poinformował o tym szeryfa George'a Wilcox'a. Szeryf natychmiast zawiadomił lotnisko wojskowe i pojechał obejrzeć zadziwiające szczątki. W ciągu paru godzin na miejsce zdarzenia przyjechało USAF, a gdy zobaczyli szczątki natychmiast zamknęli teren na parę dni i oczyścili go ze wszystkich szczątków, zabierając części wraku i zawożąc je samolotami B-29 do bazy w Roswell.
|
Rankiem 8 lipca 1947 roku pułkownik William Blanchard, komandor grupy 509, mającej siedzibę w Roswell, podał prasie i stacjom radiowym wiadomość, że odnaleziono wrak latającego dysku. Wiadomość ta obiegła szybko całą Amerykę i pojawiła się we wszystkich gazetach.
Jednak parę godzin później generał Roger Ramey, komandor 8 grupy z lotniska Fort Worth w Texasie, przekazał opinii publicznej kolejną wiadomość. Powiedział on, że Blanchard popełnił ogromną pomyłkę i że ten niezidentyfikowany obiekt to był balon atmosferyczny nowej generacji, a nie żadne UFO.
|
|
|
A więc co było prawdą? Prawie na 100% można przyjąć, że wiadomość Blancharda była prawdziwa. Ci, którzy z nim pracowali mówili, że był on solidnym i poważnym człowiekiem i nie przyniósłby wstydu tak elitarnej grupie 509. Poza tym Ramey przekazując ludziom wiadomość o balonie znajdował się o 400 mil od miejsca katastrofy. Poza tym dzień przed katastrofą, wieczorem, 70 mil od miejsca katastrofy widziano nad stanem Nowy Meksyk przelatujący jasny obiekt w kształcie dysku.
Oczywiście wojsko utajniło wszystko. Członkom grupy 509 zabrano wszystkie szczątki i kazano milczeć. Brazel został przesłuchany i kazano mu zachować milczenie. Także inni wszyscy żołnierze biorący jakikolwiek udział w akcji związanej ze szczątkami mieli zamilknąć na zawsze. Wojsko przekazało prasie oficjalną wiadomość, że to był balon atmosferyczny. Jednak znaleźli się świadkowie, którzy zaprzeczając temu dali dużo do myślenia.
Najważniejszym chyba był generał Thomas duBose z bazy Forth Worth w Texasie. Przed swoją śmiercią w 1992 r. wyjawił on, że wtedy dostał telefon od rządu mówiący mu, że ma zlikwidować pogłoski na temat UFO i ściągnąć odpowiedzialność z przedstawicieli rządu.
Niedawno ujawniono również inny fakt - 7 lipca 1947 roku reporter McBoyle chciał przekazać relację z katastrofy w Roswell stacji radiowej w Albuquerque. Informację nadaną teleksem otrzymała Lidia Sleppy. Gdy zaczęła ją nadawać połączenie zostało nagle przerwane, a teleks zaczął przekazywać następującą informację: "UWAGA ALBUQUERQUE: NIE NADAWAĆ! POWTARZAM: NIE NADAWAĆ TEJ WIADOMOŚCI! NATYCHMIAST PRZERWAĆ POŁĄCZENIE!". Jej nadawca nigdy nie został poznany.
Gdy w marcu 1975 roku senator Barry Goldwater chciał zbadać szczątki katastrofy w Roswell nie pozwolono mu tego zrobić. Gdy zapytał dlaczego odpowiedziano mu, że sprawa nie może być dyskutowana z osobą postronną, nawet jeśli jest to wyższy urzędnik.
Porucznik Jesse Marcel, z 509 grupy bombowej był obecny na miejscu katastrofy. W wywiadzie przeprowadzonym w 1979 r. przez telewizję powiedział "To na pewno nie był balon atmosferyczny, to musiał być samolot, albo jakaś tajna broń...". Zapytany o zdumiewające właściwości znalezionego tworzywa odparł "To nie chciało się palić... było bardo lekkie i cienkie, cieńsze nawet niż folia od opakowania papierosów... Próbowałem przerwać ten materiał - ale nie dało się, próbowaliśmy zrobić w nim dziurę 60 funtowym młotem - nic!". Człowiek ten nie mógł pomylić się w ocenie tego materiału, należał przecież do elitarnej grupy 509. Jego zdaniem ten wrak był "nie z tej ziemi".
|
|
|
Generał Arthur E. Exon, który był porucznikiem w Wright Field, w wywiadzie udzielonym w 1990 roku powiedział "Analizy chemiczne, wytrzymałościowe, ciśnieniowe i inne - szczątków wykazały, że są one na pewno z kosmosu!" "Próbowaliśmy zniszczyć cienkie kawałki 'folii' wielkimi młotami i wiertłami ale to nic nie dało!".
W ciągu ostatnich kilku lat przed swą śmiercią w lipcu 1986 roku, profesor Robert Saurbacher, amerykański fizyk, który zajmował wysokie stanowisko w Departamencie Obrony w latach pięćdziesiątych, złamał przysięgę milczenia i opisał z obrazowymi szczegółami, jak rząd USA odnalazł i dotąd przechowuje szczątki kilku rozbitych pojazdów pozaziemskich. Zeznania Saurbachera zgadzały się z zeznaniami pozostałych świadków. Według niego metalowy kadłub pojazdu był niezmiernie lekki i bardzo twardy, natomiast panele z instrumentami i inne systemy kontrolne mieszczące się wewnątrz również wykonane zostały z cienkiej, foliopodobnej substancji. |
|
|
Saurbacher mówił, że wiedzę o istnieniu tych pojazdów, posiada mała grupa ludzi z establishmentu polityczno-wojskowo-wywiadowczego. Według jego własnych słów, była i jest to najściślejsza tajemnica rządowa w USA, strzeżona nawet bardziej niż dane o bombie wodorowej.
Twierdzenia profesora Saurbachera zostały wyśmiane przez agencje rządowe. Większość ludzi odniosła wrażenie, że jego tezy są zbyt fantastyczne. Ale czemu człowiek, który zrobił świetną, pełną sukcesów karierę w nauce i biznesie, miałby kalać swą reputacje, fabrykując tak niezwykłą historię?
A teraz ciekawa rzecz. Pan Glenn Dennis udzielił nam informacji o niezwykłym zajściu z 1947 roku. W 1947 roku Dennis był młodym przedsiębiorcą pogrzebowym pracującym dla "Ballard funeral", podpisał on kontrakt na "obsługę" lotniska w Roswell. Dzień po katastrofie odebrał wiele telefonów z biura lotniska. Pytany był o to, czy może załatwić małe około 1,5m metalowe trumny, pytany był też, jak zapobiec zniszczeniu ciał, które były przez jakiś czas na słońcu i deszczu... Glenn Dennis nadal mieszka w Roswell i jest wielce szanowanym biznesmenem. Wielokrotnie udzielał też wywiadów telewizji.
|
|
|
Wszystkie powyższe osoby relacjonujące wydarzenia uważano za godne zaufania. Były one członkami elitarnych grup, które na pewno nie dałyby się łatwo zmylić, ani nie naraziły by swojej grupy na pośmiewisko.
Jednak wiele dowodów wskazuje na to, że incydent w Roswell nie był jedyną katastrofą statku kosmicznego na Ziemi. Prawdopodobnie było ich dużo więcej. W USA (Paradise Valley, Arizona - 194 ; Aztec, Nowy Meksyk - 1948; Kingham, Arizona - 1953; Nowy Meksyk - 1962), Francji, Niemczech, Australii, ZSRR.
Można tu sobie przypomnieć zeznania świadka - Micka Shmitha - byłego agenta FBI, który nieoficjalnie podał do wiadomości, że na terenie USA doszło do kilkunastu katastrof UFO, a w rozbitych obiektach znaleziono ciała humanoidów. Shmith widział nieżyjących przybyszów z kosmosu, którym - w jego obecności - robiono sekcję. Ponoć lekarze twierdzili, iż humanoidzi mieli narządy wewnętrzne bardzo różniące się od ludzkich, m.in. układ trawienny w zaniku. Zgadza się to prawie idealnie z przeciekami z innych źródeł. Także popularny w Stanach magazyn "UFO Universi" doniósł ostatnio, że rząd USA jest w stałym kontakcie z przedstawicielami innych cywilizacji i prowadzi z nimi tajne negocjacje. Wojskowi i naukowcy - twierdzi pismo - prawdopodobnie chcą poznać supernowoczesną technikę, którą dysponują istoty z innych planet.
Po przejęciu UFO przez 509 Dywizjon Bombowy (jedyna wtedy grupa atomowa) zostało ono przetransportowane do bazy lotniczej Wright Patterson w stanie Ohio. Zostało tam poddane badaniom przez specjalistów. Zaangażowano do tego najlepszych naukowców USA. Na polecenie prezydenta został tam również wysłany szef doradców naukowych rządu dr Vannear Bush. Jego obecność świadczy o wielkiej wadze przywiązywanej do owych badań. 19 wrzesnia 1947 roku do prezydenta dotarły wstępne dane. Wynikało z nich, że szczątki prawdopodobnie pochodzą z pozaziemskiego pojazdu krótkodystansowego. 24 września na tajnej naradzie doszło do rozpoczęcia tajnej operacji pod kryptonimem "Majestic 12". Badania nabrały tempa. Po oględzinach zwłok humanoidalnych istot naukowcy doszli do wniosku, iż mają one wygląd podobny do ludzkiego lecz znacznie różnią się procesy warunkujące ich rozwój. Istoty te określono mianem "pozaziemskich istot biologicznych" (Extraterrestial Biological Entities, w skrócie EBE). A oto fragment ich opisu:
"Są drobnej budowy, mają nieproporcjonalnie duże głowy z małymi oczami, nie mają włosów (...) ubrane w stroje przypominające kombinezony z szarego materiału syntetycznego. Ponieważ praktycznie istnieje pewność, że pojazd jest pochodzenia pozaziemskiego (...), musi pochodzić z którejś planety naszego Układu Słonecznego lub też z innego układu słonecznego (...)". W innym miejscu dokumentu "Majestic 12" wyjaśnione jest dlaczego sprawa jest utrzymywana w tajemnicy:
"Implikacje dla obrony narodowej wynikają przede wszystkim z całkowitej nieznajomości motywów i intencji przybyszów. Ponadto liczba lotów rozpoznawczych tych obiektów (...) wyraźnie wzrasta, co budzi uzasadnione obawy, iż może się to jeszcze nasilić. Z tych powodów (...) wszyscy członkowie zespołów badających UFO są zdania, że także nowy rząd powinien kontynuować politykę zachowania ścisłych środków bezpieczeństwa"
Na powierzchni pojazdu znajdowało się dużo, przypominających pismo znaków, których nie odczytano. Nie udało się również odkryć istoty napędu ani metody przesyłania energii. Nie było żadnych lamp, kabli, skrzydeł, śmigieł lub innych podobnych. Według relacji trzech informatorów znaleziony dysk miał kształt skorupy żółwia, kabinę o średnicy piętnastu stóp, ciała pasażerów były osmalone. Jedna z istot siedziała przy czym przypominającym pulpit sterowniczy. Możliwe, że pojazd został zniszczony przez żar lub tarcie w atmosferze.
W miesiąc po 50-tej rocznicy incydentu w Roswell Siły Powietrzne USA przygotowały nowy raport, mający rozwiać wszelkie wątpliwości co do tej katastrofy. Raport nadal utrzymuje, iż na ranczu rozbił się nowy, tajny typ balonu, przeznaczony do lotów szpiegowskich nad Rosją. Jednak oświadczenie to tłumaczy w inny sposób relacje świadków mówiących o kilku istotach w pobliżu miejscu katastrofy. Stany Zjednoczone twierdzą, iż świadkowie Ci próbowali wiernie oddać to, co widzieli, jednak pomylili to wydarzenie z testami z lat 50-tych, podczas których z nieba zrzucane były manekiny podobne do tych opisywanych przez świadków.
Zdjęcia rzekomych załogantów rozbitego w Roswell UFO:
|
|
Niezwykłe przypadki mieszkanki Opoczna. Czy miała kontakt z UFO?
„Kontaktowcy” – ten termin jest dobrze znany osobom interesującym się zjawiskiem UFO. Niejednokrotnie kontaktują się ze mną ludzie, którzy twierdzą, że ich życie zakłócane jest przez zdarzenia, które wymykają się racjonalnemu wyjaśnieniu.
Kim jest „kontaktowiec”?

W terminologii ufologicznej takim terminem określa się osobę, która doświadcza serii zdarzeń związanych z obserwacjami obiektów UFO, obcymi istotami, a także innymi dziwnymi zdarzeniami. Doskonale sobie zdaję sprawę, że dla wielu czytelników „wiadomości24.pl” brzmi to wszystko co najmniej nieprawdopodobnie. A jednak, wszystko wskazuje, że coś jest na rzeczy. W moim archiwum przechowuję mnóstwo relacji osób, które przysięgają, że nie tylko obserwowały nieznane obiekty latające, ale również zetknęły się z obcymi, humanoidalnymi istotami. Takich przypadków w skali światowej są tysiące... oczywiście, możemy stwierdzić, że wszyscy Ci ludzie ulegli jakiejś zbiorowej halucynacji, kłamią albo po porostu część z nich, delikatnie ujmując kwestię, kwalifikuje się do kuracji pod opieką specjalistów w szpitalu... Jasne, że część z „kontaktowców” to zwykli, żądni rozgłosu i pieniędzy oszuści. Ale czy w podobny sposób można określić wszystkie te osoby? Z pewnością nie.
Oto jeden z wielu przykładów, z którymi się zetknąłem. Oczywiście nie zamierzam nikogo z czytelników przekonywać do prawdziwości relacji, którą za chwilę opiszę. Ocena należy do Was.
„To coś nie pozwoliło mi odejść!”
49-letnia mieszkanka Opoczna, oprócz kilku obserwacji nieznanych obiektów na niebie, doznała również wielu bardzo dziwnych „stanów”. Miały miejsce po tym jak zobaczyła niezwykły latający obiekt. Pierwsza obserwacja odbyła się 19 października 2004 roku. Pani Joanna opisuje, że nie mogła prasować ubrań, ponieważ ciągle czuła jak „łapie” ją prąd. To były co prawda bardzo lekkie porażenia, ale uniemożliwiały dalsze prasowanie. Kobieta poczuła, że „coś” ciągnie ją na zewnątrz, to było bardzo silne uczucie. – Dzień był deszczowy, niebo pokryte chmurami, ta „siła” była jednak skuteczniejsza, wzięłam psa i wyszłam przed blok. To było bardzo dziwne, ale czułam się tak, jakbym to nie ja prowadziła psa, a ta dziwna „siła” prowadziła nas oboje – wspomina. W odległości ok. 100 metrów od swojego bloku, pani Joanna podniosła głowę ku niebu (jak stwierdza nigdy tego nie robi). To co zobaczyła było zadziwiające!
– Najpierw pomyślałam, że są to jakieś dwie chmurki, które zawieruszyły się na granatowo-czerwonym bezgwiezdnym niebie. Jednak to coś nie pozwoliło mi odejść, stałam i patrzyłam dalej. Szybko uświadomiłam sobie, iż z pewnością nie są to chmury, to było UFO. Czułam, że zostałam przez nich zaciągnięta celowo, miałam zobaczyć te obiekty, ale po co? Po jakimś czasie jeden z tych obiektów obrócił się, ujrzałam wówczas spód statku. Wyglądał jak ognista czerwona kula, oddalił się po dwóch, trzech sekundach. Również drugi obiekt, w pozycji jakiej stał, bardzo szybko odleciał w tę samą stronę co poprzednie. Wszystko trwało około godziny – mówi kobieta.
 To zdarzenie dało do myślenia pani Joannie. Uświadomiła sobie, że to nie może być przypadek. Oczywiście znajomi nie uwierzyli w jej opowieść, bo kto wierzy w „takie rzeczy”. Jeszcze jeden szczegół nie dawał pani Joannie spokoju, otóż obserwacja dwóch obiektów miała miejsce miedzy godziną 18.400 a 20.00, w tym czasie po ulicach chodzili ludzie, jeździły samochody. Jednak – jak opisuje – tylko ona stała i patrzyła na wiszące na niebie UFO. – Po ulicy chodzili ludzie, ale to tylko ja stałam i patrzyłam na te obiekty. Wydawało mi się, że ten podniebny pokaz trwał 5-10 minut, jednak okazało się, iż trwało to blisko godzinę! – opowiada Pani Joanna.
Co ciekawe, gdy po kilku tygodniach od wydarzenia, pani Joanna opowiedziała je swej koleżance dowiedziała się, że tego samego dnia, czyli 19 października 2004 roku, po godzinie 20.000 identyczne obiekty obserwowane były przez mieszkańców Piotrkowa Trybunalskiego. O tych obserwacja donosiła w „Wiadomościach” łódzka TVP-3. Pani Joanna odetchnęła z ulgą, gdyż miała już potwierdzenie, że to nie były żadne „omamy”, że ktoś jeszcze widział te obiekty. Jak wspomniałem na początku, po tym zdarzeniu z panią Joanną zaczęły dziać się bardzo dziwne rzeczy.
– Doskwierało mi straszne swędzenie skóry, powiedziałabym nawet pieczenie w okolicach klatki piersiowej i na wewnętrznych stronach dłoni. Wyglądało to tak, jakbym miała uczulenie przez ok. 10 dni każdego następnego miesiąca, po czym wszystko wracało do normy – mówi. Kobieta miała także dziwne „przygody” z prądem. Jak opisuje: „Prąd raził mnie w kontakcie ze wszystkimi urządzeniami elektrycznymi, wszelkimi metalami, a nawet wodą, co było dla mnie najgorsze. Czułam przepływający prąd w przewodach elektrycznych, bez względu czy dotykałam ich ręką czy nogą. Spaliłam komputer, a telewizor i radio same się włączały i wyłączały. Przy dotknięciu klamek z moich dłoń wydobywały się spirale prądu. Moje życie zamieniło się w koszmar – mówi pani Joanna.
Ale to miał być dopiero początek. W lutym 2005 roku pani Joanna przypadkowo odkryła, że jej klatka piersiowa jest wielkim magnesem. Przyciągała wszystkie metalowe przedmioty, a po kilku dniach, całe jej ciało ściągało przedmioty. „Przylepiały” się nawet do twarzy kobiety. Jednak to co się stało po miesiącu, zaparło pani Joannie dech w piersiach. Jej ciało zaczęło przyciągać już wszystko – drewno, szkło, gumę, plastik, papie
„Bałam się, że spłonę”
– Nie wiem czy to, co działo się w moim organizmie, miało jakiś związek z kolejnym niezwykłym wydarzeniem. Było to z 6 na 7 kwietnia 2005 roku. Trwał tydzień żałoby po śmierci Jana Pawła II, a ja oglądałam w telewizji różne relacje. W pewnym momencie poczułam, około godz. 1.30, pieczenie w klatce piersiowej i instynktownie dotknęłam jej ręką. W tym momencie cały żar przeszedł na rękę. Miałam wrażenie, jakbym trzymała dłoń nad palnikiem gazowym – wspomina. Kobieta opisuje, iż po niespełna godzinie ta dziwna fala przeraźliwego gorąca zaczęła przesuwać się wzdłuż jej lewej części ciała, aż do stóp. – Cała lewa strona mojego ciała była wielką pochodnią. Byłam przestraszona, nie widziałam co się ze mną dzieje, bałam się, że spłonę. Nic nie pomagał zimny prysznic, woda w wannie robiła się ciepła, po prostu grzała si, kiedy w niej leżałam.
Przerażona kobieta udała się rano do swojego znajomego bioenergoterapeuty, z którym od kilku miesięcy dzieliła się niezwykłymi przeżyciami. – Opowiedziałam mu co się wydarzyło w nocy. Był zaskoczony, zbadał mnie i powiedział, że dostałam silnej energii leczniczej oraz że jestem magnetyzerem – opowiada Pani Joanna.
 Wróćmy jednak do obserwacji UFO. Kolejny taki incydent wydarzył się w lipcu 2005 roku. Pani Joanna przebywała wówczas u rodziców w Myślęcinku. Tego czego tam zobaczyła nie zapomni do końca życia. – Po północy spostrzegłam na niebie, w niewielkiej odległości od siebie, trzy migające srebrne obiekty. Trwało to 15 minut, po czym obiekty przechyliły się tak, że mogłam zobaczyć ich czerwony spód i bardzo szybko wystrzeliły w górę. Moja rodzina twierdziła, iż mogły to być samoloty, ale samoloty nie poruszają się w ten sposób, nie wystrzeliwują nagle w górę - mówi pani Joanna.
Ostatni a zarazem najciekawszym przypadek spotkania z UFO Pani Joanna przeżyła pod koniec listopada 2005 roku. Około godziny 23.00, będąc z psem na spacerze zobaczyła nie dwa, ale aż siedem dziwnych obiektów na niebie. Stały w dwóch rzędach, w górnym znajdowały się cztery dyski, w dolnym trzy. Stwierdziła, iż świeciły w kolorze ostrej czerwieni. – Wisiały tak na niebie przez pół godziny, a ja stałam i patrzyłam. Po tym czasie wszystkie bardzo szybko wystrzeliły w górę! Podobnie jak obserwacja z 14 października 2004 roku, to zdarzenie również miało miejsce w niewielkiej odległości od bloku, w którym mieszkam. |
|
 |
|
|
|
|
Zapraszam do zwiedzania tej strony! |
|
|
 |
|
|
|
|